Black Friday i Black Week, którymi jesteśmy nachalnie atakowani już od tygodnia, mają nadrzędny cel w postaci maksymalizowania zysków. W przeciwieństwie do spółdzielni, które działają na rzecz swoich członków i lokalnych społeczności te akcje koncentrują się na przyciąganiu jak największej liczby klientów poprzez agresywne i nie zawsze uczciwe promocje.
Celem korporacji, które wykreowały marketingowo Black Friday i Black Week. jest nie tylko zwiększenie sprzedaży, ale również agresywne budowanie marek. Akcje te organizowane były początkowo przez duże sieci handlowe, które są naturalnym (i niebezpiecznym przez ich duże zaplecze kapitałowe!) konkurentem małych sklepów oraz spółdzielczych sieci handlowych typu „Społem”.
Jeśli można rekomendować komuś zakupy towarów wysokiej jakości i zarazem polskich wytwórców, to tak jak to miało miejsce historycznie, warto je robić w mniejszych sklepach i na targowiskach oraz na na różnego rodzaju targach i świętach lokalnych odbywających się z udziałem podmiotów spółdzielczych. Wydarzenia takie mają na celu promowanie produktów spółdzielni pochodzących z różnych regionów Polski i często odbywają się ze wsparciem i pod patronatem samorządów lokalnych (są to np. święta rzemiosła, w tym artystycznego, sera, wyrobów wędliniarskich, piw i nalewek itp.).
W opozycji do „świąt rozpasanej konsumpcji”, którymi są Black Friday i Black Week, zachęcamy także do oszczędzania. Promowaniem oszczędzania w przeciwieństwie do rozrzutności zajmowały się historycznie kasy stefczykowskie oraz banki spółdzielcze (co robią z powodzeniem do dziś).